Broniarz wręczył prezent Kaczyńskiemu
Już od pewnego czasu było wyraźnie widać, że protest nauczycieli tracił impet. Śpiewanie piosenek, przebieranie się za krowy, branie maturzystów za zakładników – to wszystko nie powinno mieć miejsca, jeżeli nauczyciele chcieli porwać za sobą rodaków. I tak, oczywiście, że przytoczone wyżej ekscesy to tylko część środowiska nauczycielskiego. Prawdopodobnie to jedynie jego mniejszość. A jednak milcząca większość przez cały protest nie wystosowała żadnego oświadczenia, w którym odcinałaby się od takich zachowań, nikt nie opublikował żadnego listu otwartego, w którym starałby się przekonać swoich kolegów, że podejmowanie takich działań jest nieskuteczne, że to jedynie woda na młyn PiS-u. Takie obrazki jak płaczący uczniowie apelujący o przeprowadzenie matury, dla których tłem są autorytety III RP mówiący od niechcenia, że jak dziecko nie podejdzie do egzaminu, to się przecież nic nie stanie – to wszystko działało jedynie na korzyść Prawa i Sprawiedliwości, a nauczycieli oddalało od ich celu.
Ludzie, którzy będą popierali każdy strajk, byle tylko uderzył on w PiS stanowią grupę może i głośną, ale jest to jednak mniejszość w społeczeństwie. Co więcej, jest to mniejszość, która rządzących w ogóle nie interesowała. PiS nie dba o to, co pomyślą sobie zadeklarowane lemingi, bo ich głosów i tak nie przejmie. Dlatego nauczyciele zamiast mobilizować się wyrazami poparcia płynącymi z tych najbardziej antykaczystwoskich wyborców, powinni próbować dotrzeć do elektoratu umiarkowanego, czy nawet wprost pisowskiego.
Oderwani od normalnych
Aby jakikolwiek strajk się powiódł, to protestujący muszą mieć za sobą poparcie społeczeństwa. Bez tego poparcia władza (jakakolwiek) nie ma impulsu do działania. A trzeba powiedzieć, że nauczyciele zrobili absolutnie wszystko, aby zniechęcić do siebie resztę obywateli. Już nawet nie chodzi o te nieszczęsne piosenki, przebieranki czy inne zachowania, które rujnują (i tak przecież niewielki) autorytet nauczycieli.
Po prostu strajk coraz wyraźniej nabierał charakteru partyjnego. Tak jak protest osób niepełnosprawnych „padł” wraz ze słynną wizytą Lecha Wałęsy, tak samo każdy kolejny gest poparcia od celebrytów i polityków opozycyjnych jedynie zmniejszał szanse protestujących. Te wszystkie Anje Rubik, Maje Ostaszewskie – każda aktywność z ich strony jedynie utwierdzała stronę sympatyzującą z PiS-em, że nie chodzi o żadnych nauczycieli, tylko o politykę.
Większość ludzi jest jednak, wbrew medialnym pozorom, normalna – żyje własnymi codziennymi problemami i nie jest żołnierzem żadnej partii. Rodzic, który musi naprędce organizować opiekę dla swojego dziecka, nie będzie się zastanawiał, czy ma problemy przez PiS, PO, układ okrągłostołowy czy zwolenników polexitu. Jedyne co zapamięta, to chaos, stres, wydatki i fakt, że się spóźnił do pracy.
Tymczasem osoby wspierające nauczycieli uznały chyba, że sam protest jest wydarzeniem, dzięki któremu uda się (w końcu) obalić rząd. Nie pomogły dziki, konie, sądy, Unia – może się uda ze szkołą. Naczelną postacią jest tutaj oczywiście sam szef ZNP Sławomir Broniarz, który potraktował nauczycieli niczym taran dla własnej kariery.
Tylko przypomnijmy sobie, jak rok temu przebiegał protest osób niepełnosprawnych. Współczucie dla strajkujących było wówczas nieporównanie większe, ludzie stali murem za nimi. A jednak po kilku tygodniach społeczeństwo zwyczajnie zobojętniało. Nauczyciele nie mogą nawet pretendować do takiego poświęcenia i determinacji. Po Internecie od dłuższego czasu krążą nagrania ze szkół, w których strajkowało dwóch, trzech, pięciu nauczycieli (albo takie, na których szkoły są w ogóle pozamykane), podczas gdy na listach było podpisanych kilkudziesięciu „protestujących”. O wielkich buntownikach, którzy sobie zrobili kilkudniową przerwę od strajku na święta z rodziną nawet nie wspomnę.
Niepełnosprawni tymczasem nie szli na ustępstwa, nie przerywali strajku na weekendy i święta. Nikt im nie wypłacał pensji za każdy dzień strajku (obietnica prezydenta Trzaskowskiego wobec nauczycieli). Nie, oni leżeli na tych sejmowych posadzkach przez ponad miesiąc, a mimo że nie utrudniali przecież życia przeciętnym Polakom, po prostu zmęczyli opinię publiczną. Mówiąc brutalnie – znudzili ich.
Nauczyciele nieskalani
Kolejnym aspektem jest fakt, że szef ZNP potraktował ten protest jako osobistą krucjatę i od początku szedł na czołowe zderzenie. Widać było to w samej formie żądań wysuwanych przez ZNP, które polegały na tym, aby kwotowo podnieść zarobki wszystkim nauczycielom. O tysiąc złotych.
Ze strony strajkujących nie padają żadne propozycje reformy systemu. Jedynie co można usłyszeć to ataki na działania Anny Zalewskiej i pogardliwe wypowiedzi pod adresem wsparcia dla rolników („krowa plus”). Nie wiem skąd takie przeświadczenie u niektórych, że zawód nauczyciela jest bardziej chwalebny od zawodu rolnika, ale zostawmy tę kwestię już na boku. ZNP nie tylko nie proponuje reformy szkolnictwa, ale reaguje wściekłością na jakiekolwiek próby zmiany (nie mówiąc o zniesieniu) Karty Nauczyciela.
Dodatkowo samych nauczycieli przedstawia się obecnie en masse jako ludzi nieskalanych, jako ideowców, którzy wypruwają sobie żyły dla dzieci. Tymczasem jest to głęboka nieprawda. Owszem, są nauczyciele, którzy mają powołanie – to oczywiste. Zakładanie jednak, że wszyscy, albo choćby większość pracowników oświaty ma takie podejście, jest zwyczajnie nieprawdziwe. Nauczyciele niczym nie różnią się od innych zawodów; nie różnią się od piekarzy, policjantów, kasjerów, księgowych czy strażaków. W każdym zawodzie jest grupa pracowników wybitnych, grupa dobrych i grupa przeciętnych (która stanowi większość). Dodatkowo jest duża grupa osób, które nigdy nie powinny pracować w oświacie. Opowiadanie, że nauczyciele to chwalebny wyjątek na tle innych zawodów jest nieprawdziwe.
Czemu podkreślenie tego jest tak ważne? Bo gdyby ZNP chciało poważnej rozmowy o przyszłości zarobków nauczycieli to musiałoby zaakceptować powyższy fakt. Tylko przez jego akceptację możemy przejść do samych reform, które nie mogą się opierać na egalitarnym systemie premiowania wszystkich pracowników oświaty. Nauczyciele dobrze wykonujący swój zawód, poświęcający więcej czasu i osiągający lepsze rezultaty – powinni zarabiać więcej od tych, którzy takiego zaangażowania nie wykazuą. To dosyć proste i wydaje się, że większość osób zgodzi się z tym stanowiskiem. Mimo że takie podejście wydaje się logiczne, to jest jednak nie do zaakceptowania przez jakikolwiek związek zawodowy. Gdyby Broniarz przyszedł do nauczycieli i oświadczył, że pracowici będą zarabiać więcej niż do tej pory, a leniwi mniej, to obawiam się, że szybko wywieziono by go na taczkach. Dlatego w tym proteście nie chodziło o jakiekolwiek systemowe zmiany, o „godność” czy „dobro dzieci”, a po prostu o pieniądze.
Stracili wszyscy?
PiS podchodząc do tego starcia wydawał się na straconej pozycji w takim znaczeniu, że nie mógł nic wygrać. W najlepszym razie mógł nic nie stracić. I to się chyba udało rządzącym zrobić. Szczególnie ważne były tutaj egzaminy gimnazjalne, gdzie władza POMIMO strajkujących nauczycieli przeprowadziła sprawdziany. To niewątpliwie był punkt dla PiSu, który pokazał rodzicom, że w razie kryzysowej sytuacji władza jest w stanie zareagować. Oczywiście propaganda partyjna ubrała to w ładne ubranko troski o dzieci, ale ciężko mieć akurat o to pretensje do polityków. Każda partia chwali się swoimi osiągnięciami. A co by nie mówić, to uratowanie kilkuset tysięcy uczniów niewątpliwie takim znaczącym osiągnięciem było. Z czysto taktycznego punktu widzenia obrazek zacietrzewionych protestujących, którzy po przeprowadzeniu egzaminów krzyczeli radośnie „protestujemy-nie klasyfikujemy”, było wymarzonym scenariuszem dla rządzących. Nic tak nie podbudowało pozycji PiS-u w społeczeństwie.
Jednak w sercu tego strajku leży problem nieporównanie głębszy niż partyjno-związkowa batalia. Najwięcej na tym strajku straciła bowiem sama szkoła. Nawet jeżeli nauczycielom uda się wywalczyć jakieś podwyżki (oczywiście nie 1000 zł; trzeba przyznać, że Broniarz wysoko licytował), to utracą oni resztki autorytetu. Uczniowie zapamiętają obrazki, jak ich starsze koleżanki dosłownie płakały czytając apel do nauczycieli z prośbą o przeprowadzenie matur (nagranie można łatwo znaleźć w internecie), zapamiętają nauczycieli śpiewających o strzale „pioruna w prącie”, zapamiętają nauczyciela przebierającego się za krowę i muczącego na kolanach przed kamerą…
Zawód nauczyciela już od dawna nie cieszył się autorytetem. Rodzic, który w szkole robi awanturę, bo jego dziecko ma słabe oceny, to już chyba powszechny obrazek. A to naprawdę najłagodniejszy przykład, bo przecież wielu nauczycieli jest po prostu terroryzowanych przez swoich uczniów. Niestety, ale forma jaką obrali strajkujący jedynie pogarszyła ten stan rzeczy.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której dotąd nie pisałem; chodzi o konflikt rodzący się pośród samych nauczycieli, konflikt pomiędzy pracownikami strajkującymi a takimi, którzy odmówili udziału w protestach. Doniesienia z niektórych szkół, gdzie nieprotestujących witały „szpalery wstydu”, i plakaty z wyzwiskami są wprost przerażające. Niektóre osoby odmawiające udziału w strajku dosłownie psychicznie nie wytrzymywały ataków ze strony protestujących. Już nawet nie chce mi się pisać o hipokryzji ludzi na co dzień zwalczających tzw. hejt, a pozostających ślepymi na powyższe akty agresji.
Prawdziwie niepokojąca jest wizja powrotu tych osób do szkół. Nauczyciele poprzebierani za krowy, tworzący „szpalery” i rzucający w nieprotestujących wyzwiskami, już niedługo będą musieli spojrzeć swoim kolegom prosto w oczy. Nie wyobrażam sobie, jak taka szkoła będzie mogła dalej funkcjonować.
Na strajku stracili niemal wszyscy – nauczyciele, uczniowie, opozycja, a przede wszystkim oświata jako jeden z fundamentów państwa. Paradoksalnie obronną ręką z tej zawieruchy wyszedł jedynie PiS. Prezes Kaczyński powinien wysłać Broniarzowi wielką bombonierkę i bukiet róż z podziękowaniami. Bez upartego szefa ZNP PiS mógłby znaleźć się na miesiąc przed wyborami w niezwykle trudnej sytuacji. „Dzięki” aktywności Broniarza do niczego takiego nie doszło. Ci, którzy w tym roku będą wybierać szefa ZNP, powinni wyciągnąć z tego wnioski.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Zobacz poprzednie teksty z cyklu "Taki Mamy Klimat":
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.